Stara patelnia mojej młodej matki
Swoje doświadczenia komediowe Vito z Koszalina czerpał z takich głębin, że raz, to aż się zachłysnął. Kochany bardziej przez sąsiada niż przez rodziców, zrozumiał pewnego wieczora, że nic tu po nim. Jeszcze tej samej nocy wsiadł na konia i spadł na schaby z takim hukiem, że ha, ha, ha, a nawet hi, hi, hi. To tyle, jeśli idzie o przeszłość. Dziś jest już zupełnie inaczej. Na jego wydarzeniach komediowych ludzie śmieją się wyłącznie dla udawanej beki lub ze strachu. Z żartów - tylko on sam. Prawda bowiem jest taka, że Vito z Koszalina to pacjent, którego nie dorwali jeszcze właściwi doktorzy.