Siła Gniewu Poznań 2025 - Stillborn, Hellfuck, Damage Case
Stillborn - polska grupa wykonująca muzykę z pogranicza black i death metalu. Powstała w 1997 roku w Mielcu. 1999 Na przełomie lipca i sierpnia zespół rejestruje swoje pierwsze demo "Mirrormaze", w sanockim Manek Studio, z Arkiem "Maltą" Malczewskim jako reżyserem dźwięku. 2000 Formację zasila basista Dgi. 2001 Drugie demo, zatytułowane "Die In Torment 666", nagrane zostaje w Hertz Studio w Białymstoku. Wokalista M dołącza do grupy. 2002 Łukasz Urbanek zmienia Gopher`a zajmując miejsce za zestawem perkusyjnym. 2004 Time Before Time Records wydaje "Announcement of Forthcoming Desecration (Promo 2004)", wydane jako split z AZARATH o tytule "Death Monsters".
Satanas Era
2004 Ikaroz dołącza do zespołu. W grudniu "Satanas el Grande", pełnowymiarowy debiut zespołu zostaje wydany przez Pagan Records. Album zarejestrowano ponownie w Hertz Studio, pod czujnym okiem braci Wiesławskich. 2006 Reorganizacja grupy. August oraz ataman Tolovy dołączają do składu. Początek prac nad nowymi kompozycjami.
Blasfemia Era
2007 Wiosną STILLBORN przygotowuje i realizuje jedenaście hymnów śmierci w bocheńskim Kwart Studio oraz Screw Factory Studio Faktory w Dębicy.
Drugi album nosi tytuł "Manifiesto de Blasfemia" i zostaje wydany przez Pagan Records 22 września. W listopadzie STILLBORN wraz z Deception organizuje własnymi siłami trasę Legions of Death Attack z gościnnym udziałem Azarath jako headliner.
Rebelión Era
2008 W kilka weekendów pierwszej połowy roku powstaje "Esta Rebelión Es Eterna", trybut dla nieświętego metalu, zawierający pięć utworów autorskich oraz cztery przeróbki zespołów tworzących podwaliny gatunku. Album w całości zrealizowany zostaje w Factory Studio, Dębica (PL), z Januszem Brytem za stołem mikserskim, i zostaje wydany 1 września przez Dissonance Records. W międzyczasie zespół występuje na żywo, między innymi z Angelcorpse, Impiety czy Arkhon Infaustus, by w listopadzie wyruszyć na drugą edycję Legions of Death Attack obok Infernal War, Anima Damnata, Deception i Hetzer. 2009 Początkiem marca STILLBORN rejestruje własną wersję utworu "A Demon Tale" z repertuaru peruwiańskiego Mortem, aby jako jedna z dwóch europejskich kapel, na zaproszenie wydawcy, znaleźć się na trybut-albumie poświęconym tej grupie. Równocześnie rozpoczyna się proces komponowania muzyki i pisania tekstów na kolejny album STILLBORN. Kolejne albumy STILLBORN to "Los Asesinos del Sur" (2011) oraz "Testimonio de Bautismo" (2016). Obecnie STILLBORN promuje swoje najnowsze wydawnictwo "Cultura de la Muerte" (2022), które zostało wydane przez GODZ OV WAR. - Polskie podziemie ekstremalnego metalu to swoista piramida. Zespoły, które od lat darzone są szacunkiem, a nawet czcią, są na górze, niżej te, które muszą sobie na to jeszcze zapracować. A są jeszcze niższe poziomy. Na szczycie piramidy na pewno znajduje się formacja Stillborn, racząca fanów najnowszym albumem Cultura de la Muerte.
Odkąd śledzę twórczość Stillborn, intrygowały mnie hiszpańskojęzyczne nazwy albumów, których warstwa liryczna w dużej mierze jest w naszym rodzimym języku. W końcu doszedłem do wniosku, że zestawienie ze sobą latynosko-słowiańskich tekstów to świetna metoda na przyciągnięcie słuchacza. Nie inaczej jest na najnowszym albumie. Trio kroczy dalej swoją death/black metalową ścieżką, prezentując obrazoburcze treści pokryte węgielnym pyłem i smołą z samego dna piekieł. Już od pierwszych dźwięków słyszymy, z czym mamy do czynienia. Nie ma tu ustępstw ani półśrodków. Nie ma też odkrywania koła na nowo, co byłoby po prostu bez sensu. Z atmosfery tej muzyki musi buchać wściekły ogień i bunt przeciwko zastanym porządkom, chociażby tym religijnym. Utwory Gniew Diabła czy Triumfator - Pogromca bardzo mocno kojarzą mi się z najlepszymi dokonaniami Belphegor, natomiast Odkupienie i Siewcy Pogardy ukazują mocne inspiracje grupami Vital Remains czy Deicide. Biorąc pod uwagę ponad dwudziestoletnią karierę zespołu, myślę, że można spokojnie zrównać ich z tymi światowej klasy grupami. Bluźniercza okładka albumu przyciąga uwagę, a długość utworów stanowi dużą zaletę. Całość zamyka się w niespełna trzydziestu minutach, nie ma tu rozbuchanych, pompatycznych metalowych hymnów, jest za to konkretna młócka w najlepszym wydaniu. W krótkim czasie zostajemy mocno przeorani intensywnością poszczególnych utworów. Na płycie Cultura de la Muerte nie sposób znaleźć braków czy niedociągnięć. Gitary, bas i perkusja brzmią złowrogo i surowo, tworząc ekstremalną ścianę dźwięku, która niczym monument góruje nad światem i zwiastuje jego rychłą śmierć. Stillborn utrzymuje swoją wysoką pozycję w metalu na kolejne lata. Amen.
Hellfuck - debuitancki album "Diabloic Slaugther" wydany w 2022 roku przez Godz ov War uznano za jeden z najlepszych debiutów ostatnich lat który jest hołdem dla lat osiemdziesiątych w ich najekstremalniejszej formie.Kapelę formują muzycy takich zespołów jak Embrional, Squash Bowels, FAM, Stillborn czy Azarath. Diabolic Slaughter w całośc. - Choć ukrywająca się pod nieszczególnie wyszukanym i wymyślnym szyldem grupa HellFuck powstała dopiero w ubiegłym roku, a jej debiutancki krążek Diabolic Slaughter za sprawą Godz ov War Productions ujrzał światło dzienne we wrześniu bieżącego roku, to tworzącym ją czterem muzykom bardzo daleko do świeżaków. W muzycznych CV Armagoga, Młodego, Neleka i Skullrippera przewijają się dobrze znane miłośnikom polskiego metalu nazwy, takie jak Embrional, Throneum, Azarath, F.A.M czy Stillborn. Budzi respekt, prawda? BĘDZIE TO DEBIUTANCKI KONCERT HELLFUCK w POZNANIU!!!
Panowie z niejednego pieca chleb jedli, a owocem ich wieloletniego doświadczenia jest bardzo dobry, speed/thrash metalowy, krążek przepełniony bluźnierstwami i jadem. Diabolic Slaughter to dziesięć średnio trzyminutowych strzałów w pysk, muzycznie skłaniających się w stronę dawnych dokonań thrash metalowców zza naszej zachodniej granicy. Zespół gna na złamanie karku nie zwalniając ani na chwilę, a co jakiś czas usłyszymy też jakąś świetną solówkę wykonaną na wysokim poziomie technicznym. Nie jest to w żaden sposób oryginalne granie, ale nie dość, że sprawdza się jako skondensowana dawka wpierdolu, stanowiąca niebezpieczny dla organizmu ładunek energetyczny, to na dodatek momentami moja łepetyna poruszała się do taktu prawie bez udziału świadomości (Reigning in Hell, God in Flames). Z nieznanej mi dotąd strony zaprezentował się za to Skullripper, którego wokalnie do tej pory kojarzyłem wyłącznie z growlem. Tutaj postawił na zdecydowanie bardziej thrash metalowy krzyk w stylu Mille Petrozzy. Efekt końcowy? Diabelsko dobry.
Trudno mi się tu do czegokolwiek przyczepić. Krótki metraż (32 minuty) nie pozwala na odczucie zmęczenia materiału, brak oryginalności w tej szufladce jak najbardziej nie przeszkadza (na nadmiar tego typu zespołów na rodzimej scenie w ostatnim czasie narzekać nie można), brzmienie również mi pasuje. Być może przydałby się jeszcze jeden lub nawet dwa bardziej wkręcające się w czachę wałki - to co dostajemy, broni się jednak wystarczająco dobrze, abym mógł debiut HellFuck z czystym sumieniem polecić wszystkim maniakom ostrej thrashowej jazdy.
Damage Case powstało w 2005roku. Kult lat 80tych, metal dla Diaɓła, heavy/ thrash'n'roll, (klimaty Venom, Motorhead, Iron Maiden) Na koncie 3 demówki i 4 pełne albumy. Nowy materiał w drodze. Ostatnia płyta "Heavy Metal Sacrifice" wyszła w 2022r. W skład zespołu wchodzą muzycy NEKKROFUKK, TRAUMA i BETRAYER. - Damage Case nie próżnuje i sukcesywnie wydaje coraz to kolejne długograje. Tym razem wpadł mi w łapska już 4 album tej zachlanej rockandrollowej hordy.
"Heavy Metal Sacrifice" to tak naprawdę kopiuj wklej poprzednich albumów. Głośno, wulgarnie i z prostymi, ale jakże wpadającymi w ucho szarpaniem strun hołdującemu prawdziwemu bogu jakim jest Motörhead. Oczywiście nie jest to kalka 1:1 ze zmienionymi tylko nazwami utworów co to to nie, bo wtedy płytka by poleciała do kosza hehe. Bardziej powiedziałbym, że zabawa formą, która stara się nie wyskoczyć z bezpiecznie obranych ram. Przy odsłuchach więc będzie wam coś kołatało, że gdzieś to już było, ale może trochę szybciej, czy bardziej szorstko. No, chyba że słuchacie tego przy suto zakrapianej imprezie, wtedy będzie to idealny wręcz podkład do chlania. Czy jest to krążek zły? Nie, bo da się wychwycić w tych niespełna 36 minutach wszędobylski fun, który wręcz tryska (przepraszam za to określenie) z chłopaków. I album ten w dużej części jest właśnie dedykowany takim zapijaczonym mordom, które lubią pomachać banią do znajomych rytmów i nie będą stękać, że w 80's było lepiej.